Forum www.twilightfamily.fora.pl Strona Główna
Zaloguj Rejestracja Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy
Zobaczyłam Słońce
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.twilightfamily.fora.pl Strona Główna -> Fanfiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kinia
Cullen



Dołączył: 02 Lut 2009
Posty: 1736
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grudziądz

PostWysłany: Pią 20:10, 26 Mar 2010    Temat postu:

co Ty byś bez Nas zrobiła?? ;D Very Happy Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mary Cullen
Człowiek



Dołączył: 06 Sie 2009
Posty: 205
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Szczecin

PostWysłany: Pon 13:04, 19 Kwi 2010    Temat postu:

15. "Wiatr"

( Do słuchania - http://www.youtube.com/watch?v=-vYY0aRH46I&NR=1 )
Gdy Michael zasnął na moich rękach, nie miałam ochoty go odkładać. Wszyscy domownicy wrócili do swoich zadań. Edward grał właśnie na pianinie, Rose i Emmet oglądali telewizję, Jasper i Alice poszli na spacer, zaś Bella i Carlisle zasiedli do lektury. Z tym, że Bells do Shakespearea, a mój przyszły mąż do jakiegoś naukowego, opasłego tomu. Od czasu do czasu przerywał czytanie by poprzyglądać się mi i maluszkowi, który sapał u mnie na rekach. Michael chyba lubił jak Edward gra, bo w momentach głośniejszych robił minkę jakby się miał uśmiechnąć, nie otwierając oczu. W pewnym momencie Carlisle podniósł się z fotela i podszedł do nas.
-Mogę ci coś pokazać? – spytał z tajemnicza miną.
-Oczywiście. – z Michaelem na rękach powędrowałam za nim. Szliśmy w stronę jego sypialni. Myślałam, że podążamy właśnie do niej, ale myliłam się. Carlisle stanął naprzeciw drzwi obok sypialni. W sumie nigdy tam nie byłam, zawsze myślałam, że to jakaś graciarnia. Mój Anioł otworzył, drzwi i ujrzałam najśliczniejszy pokoik na świecie. (http://neslablog.blox.pl/resource/Pokoik1.jpg).
- O jej…- jęknęłam w zachwycie. Mały na moich rękach się poruszył. – Kiedy…? Jak…? Skąd miałeś pewność, że…?
-Miałem przeczucie – powiedział z tajemnicza miną. O nic więcej nie pytałam. Weszłam do pokoju, podeszłam do maleńkiego łóżeczka i położyłam w nim dziecko, nasze dziecko…
Carlisle podszedł do mnie i objął mnie od tyłu. Staliśmy tak i wpatrywaliśmy się w naszego maluszka.
Włączyłam radyjko, które miało mnie informować, jak Mały zacznie płakać, a drugie wzięłam do ręki. Chciałam powoli wyjść z pokoju i iść na dół, ale nagle znienacka do głowy wpadła mi dziwna myśl…
Mam dziecko z facetem z którym nawet nie… O cholera!
Zaczerwieniłam się.
-Co się dzieje Meg? – Carlisle spytał, z nieskrywaną ciekawością.
-No bo wiesz… ja tylko… - nie wiedziałam jak to powiedzieć. – No bo właśnie pomyślałam, że… no wiesz… eee…
-Co się dzieje?- zmarszczył czoło, zawsze tak robił kiedy się martwił.
-Bo wiesz… właśnie przeszła mi przez głowę pewna myśl…
-Tak? Jaka?
-Że ja… Znaczy, że my… nigdy przecież nie… - zaczerpnęłam powietrza. – Że przecież nigdy ze sobą nie kochaliśmy, a mamy dziecko. –wyrzuciłam z siebie jednym tchem. Nie poczekałam na jego reakcje, tylko przywarłam do niego całym ciałem i wpiłam się w jego wargi… Był tak zaskoczony, że nawet mnie nie objął… To ja wzięłam jego ręce i zarzuciłam sobie na szyję… dalej nic… żadnej reakcji… wkurzyłam się więc wplotłam ręce w jego włosy i przyciągnęłam do siebie… Wreszcie jakaś reakcja… zaczął mnie całować… powoli przesuwaliśmy się w stronę wyjścia. Przecież nie mogliśmy tego zrobić, w pokoju gdzie był Michael.
Carlisle uderzył plecami o ścianę, a potem o drzwi, dalej mnie całując. Jego ręce przesuwały się po moim ciele. Jedną ręką otworzył drzwi i wpadliśmy na korytarz i znów uderzył o drzwi, ale tym razem od sypialni. Otworzył je i wziął mnie na ręce w ten sposób, że go obejmowałam nogami w psie. Wylądował na łóżku, a ja na nim. Całowaliśmy się namiętnie zapominając o całym świecie. Usiadłam na nim i nie wiem dlaczego zamiast jego zaczęłam rozbierać siebie. Już prawie ściągnęłam koszulkę, gdy nagle pożądanie w jego oczach zajęło inne uczucie… strach. Spojrzałam na niego zdezorientowana.
-Co się stało? – spytałam.
-Nie uważasz, że to nierozsądne? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
-Co ty wygadujesz?! – spytałam rozdrażniona. – Czy uważasz, że chęć kochania się z tobą jest nierozsądna?! –podniosłam głos.
-Spokojnie… - wyszeptał.
-Proszę cię… -nie wypowiedziałam tego błagalnie, a z sarkazmem i rozdrażnieniem. Zerwałam się z łóżka i zaczęłam zapinać koszulę. Zeszłam na dół, z oburzeniem na twarzy. Wszyscy mi się przyglądali. Tylko prychnęłam gniewnie.
-Co się stało? – spytała Bella.
-Nic. – warknęłam, ale gdy Edward spiorunował mnie wzrokiem spotulniałam. – Przepraszam.
Spojrzała na mnie, a w jej oczach kryło się pytanie, czy chcę pogadać. Tylko skinęłam głową i wyszłam z domu. Musiałam się przejść na świeżym powietrzu. Zaraz dołączyła do mnie Bella. Wzięła mnie pod rękę i ruszyłyśmy w stronę lasu. Nie wiedziałam jak się do tego zabrać, a ona nie naciskała. Szłyśmy tak jakieś 30 min.
-Bo wiesz…- zaczęłam, ale za chwilę się zarumieniłam.- Eee… bo ja i Carlisle… Bo ja sobie pomyślałam, że przecież dziwnie jest mieć dziecko z facetem z którym się nie spało. Wiem, że Michael nie jest moim rodzonym synem, ale nie zmienia to faktu, że jestem poniekąd mamą. Więc postanowiłam… ale…
-Ale on przerwał w momencie w którym chciałaś go rozebrać. – uniosła brew.
-Skąd wiesz? –spytałam.
-Bo chyba wszyscy Cullenowie mają, obsesję na punkcie moralności.
-Ale to mój wianek, i mogę nim szargać do woli. – gdy to powiedziałam Bella wybuchła perlistym śmiechem.
-Szargać wiankiem, powiadasz? Niezłe… - śmiała się dalej. Po chwili i ja do niej dołączyłam. Nagle Bella zesztywniała. Wciągnęła powietrze nosem i zamknęła oczy. Przyglądałam się jej ze zdziwieniem. Jej telefon zadzwonił, wyciągnęła go tak szybko, że nie byłam wstanie tego zauważyć. Siedziałam z rozwartą buzią i patrzyłam na nią słuchając jak wyrzuca z siebie słowa w zastraszającym tempie. Nigdy nie widziałam, żeby ktoś tak szybko mówił. Siedziałam oszołomiona, nagle Bella wzięła mnie na ręce i poczułam wiatr we włosach. Byłam zdziwiona i przerażona, a zieleń drzew zmieniała się w plamy. Kręciło mi się w głowie. Bells przekazała, komuś mnie i znów wiatr smagał moją twarz. Poczułam zapach wanilii co mnie nieco uspokoiło, ale nadal było mi niedobrze. Wyłapałam z rozmazujących się kształtów dom Cullenów. Usłyszałam zamykane drzwi i świat przestał się rozmazywać, ale zaczął za to wirować. Leżałam na kanapie i patrzyłam się w sufit.
-Megan, jesteś już w domu. – wyszeptał Carlisle. – Alice skocz po miskę.
Bałam się, że jak się odezwę to zwymiotuję. Zobaczyłam jak Alice śmignęła i po sekundzie wróciła. Znów zakręciło mi się w głowie. Więc tylko pochyliłam się nad miską i zwymiotowałam. Opadłam głową na poduszkę. Edward przyniósł mi szklankę wody, którą wypłukałam usta. Położyłam się znów na wznak, zamknęłam oczy, a rękę oparłam o czoło. Po chwili spojrzałam na Carlisle’a. Z jego twarzy wyrażała zatroskanie. Ominęłam go wzrokiem i popatrzyłam w stronę okna przy którym stał Emmet i Jasper. Byli nienaturalnie pochyleni. Jakby czekali na jakiś atak. Nagle radyjko się odezwało i usłyszałam w nim płacz Michaela. Podniosłam się szybko z kanapy, ale zakręciło mi się w głowie. Mój przyszły mąż mnie przytrzymał. Bez słowa poszłam na górę, a on za mną. Gdy znalazłam się w pokoju wzięłam Małego na ręce i zaczęłam się kołysać. Nie przestawał płakać, wiec go przewinęłam, następnie zasiadłam w fotelu. Po chwili przyszła Rose, i wręczyła mi butelkę z mlekiem modyfikowanym. Carlisle podszedł do mnie i kucnął przy moich kolanach.
-Meg… - zaczął.
-Co to było? – szepnęłam, przerywając mu. – Ten wiatr, ta siła, ta szybkość…
-To wszystko nie jest tym, na co wygląda.- powiedział zatroskany. – nie wiem jak mam ci to przekazać.
-Po prostu mi powiedz.
-Więc, ja… to znaczy my nie jesteśmy ludźmi – patrzyłam na niego. Nie wiem czemu, ale jakoś szczególnie mnie to nie zdziwiło. Dlaczego? A to dlatego, że od dawna wszystko co się działo wokoło mnie zdawało się być czymś nieprawdziwym, czymś wymyślonym. Jakby to moja wyobraźnia podsuwała mi dziwne obrazy.
-Ok… -powiedziałam, w zamyśleniu kiwając głową. Czekałam na dalsze informacje.
-Jesteśmy… jesteśmy wampirami. – ściszył głos. Ja spojrzałam na niego szeroko otwartymi oczami, po czym wybuchłam nieopanowanym śmiechem. Aż mały drgnął przestraszony i zaczął płakać. Ja kołysałam go, ale nadal zaśmiewałam do łez. Carlisle patrzył na mnie zdziwiony, jakby nie wiedział co się dzieje. Gdy nagle usłyszałam dzwonek do drzwi…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
carlie.juli.culi
Człowiek



Dołączył: 02 Mar 2010
Posty: 53
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: O-ka.

PostWysłany: Pon 13:35, 19 Kwi 2010    Temat postu:

boskie ! boskie !
"szargac wiankiem" <- no nie, rozwaliło mnie to ;D
i ta reakcja na wiadomośc o tym, że oni są wampirami... bezcenne !
czekam na nexta ;D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kinia
Cullen



Dołączył: 02 Lut 2009
Posty: 1736
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grudziądz

PostWysłany: Pon 23:34, 19 Kwi 2010    Temat postu:

po prostu- super ! ;D Coraz ciekawsze teksty wymyślasz Wink , Czekam Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Exim_Hale
Zły Wampir



Dołączył: 30 Lip 2009
Posty: 558
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bydgoszcz

PostWysłany: Wto 12:20, 20 Kwi 2010    Temat postu:

Cudowne.
Czekam na dalszą część : )


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mary Cullen
Człowiek



Dołączył: 06 Sie 2009
Posty: 205
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Szczecin

PostWysłany: Pią 16:51, 13 Sie 2010    Temat postu:

16.."Wampiry? Chyba sobie żarty stroisz."
Carlisle spojrzał na drzwi. Ja przestałam się śmiać, mały nadal płakał, nie mogłam go uspokoić. Mój przyszły mąż wstał z kolan i ruszył w stronę drzwi bez słowa.
-Carlisle, poczekaj. - powiedziałam nie podnosząc się z bujanego fotela. Odwrócił się, miał opanowany wyraz twarzy. - Co się dzieje?
-Nic Kochanie, nie musisz się tym przejmować. Muszę tylko przygotować naszych gość na Twoją obecność. Zostań tu i zajmij się Michaelem. Przyjdę po Ciebie niebawem, a teraz przyśle do Ciebie Bellę.
Skończywszy mówić zniknął za drzwiami, po kilku sekundach do pokoju weszła Bella. Usiadła daleko i zerkała na mnie z mieszanka zawstydzenia i zamartwienia. Nie patrzyłam na nią, tylko na Michaela pijącego mleko. Nie wiem ile tak siedziałyśmy, ale po chwili Bella przerwała ciszę.
-Meg, Carlisle mówił prawdę. - szepnęła. - My jesteśmy wampirami. Widziałaś jak się poruszamy, jaką mamy siłę. Edward mówił, że domyśliłaś się, że coś jest z nami nie tak po naszej temperaturze ciała.
-To prawda. - przyznałam racje.- Ale, że jesteście wampirami, to na to nie wpadłam.
-No to raczej mało spotykane zjawisko. - Bella lekko się zaśmiała, a ja rozchmurzyłam. Nadal jakby nie docierało do mnie, że mój przyszły mąż jest wampirem, nie miałam pojęcia jak żyje naprawdę, jak się żywi, czy krzywdzi innych ludzi, przecież nie może, pracować w szpitalu jako wampir. Czyli całe życie, które mi przedstawiał było kłamstwem. Pokochałam kłamcę... Nie mógł mi od razu powiedzieć?! Czuje się oszukana! Po moim sercu rozlał się żal i złość. Miałam ochotę nawrzeszczeć na niego. No tak, ale co miałam mu powiedzieć: - Mogłeś mi powiedzieć, że jesteś istota rodem z legend!, jejku nawet w myślach to głupio brzmi. Bella zareagowała tak jakby ktoś ją zawołał.
-Carlisle prosi, żebyśmy zeszły na dół. - poinformowała mnie Bella
-Ja nic nie słyszałam. - odparłam zaskoczona.
-Nie miałaś szans tego usłyszeć, bo powiedział to szeptem.- spojrzałam na nią ogłupiała – To kolejna wampirza cecha, wspaniały słuch. - nic nie odpowiedziałam, tylko ruszyłam za nią na dół. Cały czas trzymałam Michaela na rękach. Gdy schodziłam po schodach, ujrzałam w salonie 3 kobiety i dwóch mężczyzn. Wszyscy byli niezaprzeczalnie piękni. Jedna z niewiast miała włosy koloru rudego, niemal pomarańczowego, druga mimo bladości, miała odcień skóry nieco oliwkowy i czarne włosy, a trzecia była bladą blondynką. Mężczyźni trzymali się z tyłu, ale jeden z nich był bardzo podobny do ciemnowłosej nieznajomej, a drugi wyglądał jak podróżnik, miał wysokie traperki, jasne spodnie, i lnianą koszulę, włosy zaś związał rzemykiem. Idąc powoli po schodach rozmyślałam, co powiem Carlisle'owi. Mam udawać, że nic się nie stało? Czy może pokazać mu, że nie jestem zadowolona z tego powodu, że nie powiedział mi wcześniej? Gdy znalazłam się na dole, postanowiłam wybrać połączenie pierwszej i drugiej opcji, czyli najpierw będę udawać, że nic się nie stało, a następnie gdy zostanę sama z Carlisle'em to go ochrzanię. Doktor podszedł do mnie i przejął ode mnie Michaela, a drugą ręką mnie objął. Wzrok domowników jak i gości powędrował na mnie. Carlisle podprowadził mnie do nowo przybyłych i mnie przedstawił.
-Tanyo, Kate, Carmen, Garrett'cie, Eleazarze, to moja Megan.
-Człowiek? - szepnęła z niedowierzaniem rudowłosa. Dziwnie się czułam kiedy kobieta wydała się być zaskoczona.
-Tak – powiedział bez większych emocji Carlisle.
-hm...- zamyślił się Elaezar i podszedł do mnie. - Chyba wy Cullenowie macie coś w sobie, że przyciągacie do siebie ludzi jak magnes, najpierw Bella, teraz ta dziewczyna. A może to wy macie słabość do kruchych, ludzkich istot. Volturi o niej wiedza?
Na to pytanie odezwał się za mną syk, pisnęłam przerażona. Rosalie kucała w pozycji jak do skoku i syczała. Spojrzałam na Carlisle'a, a on opanowany mnie przytulił.
-Uspokój się Roslaie. - odezwał się Edward. - On nie miał na myśli wydania nas w ręce Volturi, tylko się martwi.
Blondynka na te słowa powoli i niechętnie wróciła do normalnej pozycji. Carlisle mnie puścił i poprosił gości na dwór. Dał Michaela Rosalie na ręce, a ja usiadłam na kanapie, chowając głowę między rękami. Nie wiedziałam jak mam przyjąć to co się dzieje, na początku nie wierzyłam, ale na wszystko są dowody – pęd, siła, syk, zimna skóra, i mówienie o mnie jak o odmiennej rasie. Nie mieściło mi się to w głowie. Wtedy sobie uświadomiłam, że nie ma to dla mnie znaczenia, że nic nie jest ważne. Właśnie mężczyzna mojego życia mi się oświadczył, a że przy okazji dowiedziałam się, że jest potworem, nie miało to dla mnie żadnego znaczenia. Byłam na niego zła, że mi nie powiedział od razu, ale go kochałam, jak nikogo innego. Nie mogłam go zostawić tylko dlatego, że jest... no właśnie kim on właściwie jest. Powiedział mi, że wampirem, ale pewne szczegóły nie zgadzają mi się z wyobrażeniem tej istoty. Żadnych kłów, żadnego rzucania się na ludzi, żadnego spania w trumnach i uciekanie przed krzyżem, czosnkiem, światłem. Coś mi się nie zgadzało. Podniosłam się. Wyszłam przed dom w poszukiwaniu mojego przyszłego męża.
Na podwórku go nie było, widocznie poszedł dalej ze znajomymi. Szłam jedyną dróżką, byłam zdeterminowana, chciałam żeby mi to wszytko wyjaśnił. Usłyszałam głosy, więc zaczęłam się przedzierać przez krzaki, gdy wlazłam na polanę oczy Carlislea i jego przyjaciół były zwrócone na mnie jakby wiedzieli, że idę zanim mnie zobaczyli.
-Meg.. - wyszeptał doktor. - Dlaczego na mnie nie poczekałaś? Mogłaś się zgubić.
-A tam zgubić. Bez przesady nie mam 4 lat. Musimy sobie porozmawiać. - powiedziałam marszcząc brwi. Usłyszałam chichot dwóch wampirzyc.
-Ma charakterek. - odezwała się bodajże Kate i zachichotała ponownie.
Wyglądnęłam zza ramienia Carlisle'a i posłałam jej ostre spojrzenie. Przestała się chichrać, ale nie zrobiła sobie nic z tego, że się na nią wkurzyłam. Zaczęła coś szeptać na ucho rudowłosej.
Carlisle złapał mnie pod ramie i ruszyliśmy przed siebie. Po kilkunastu minutach marszu znaleźliśmy się nad strumieniem. Nie słyszałam jego kroków, tylko swoje. Strumień był rwący, więc zakłócał w bardzo przyjemny sposób ciszę. Usiadłam na kamieniu, a on koło mnie. Nie wiedziałam od czego zacząć. Jeszcze chwile temu chciałam go okrzyczeć, a teraz jestem taka bezradna, stając przed wiadomością, że mój mąż jest wampirem...

Carlisle...
Śmiała się... Ja jej mówię, że jestem wampirem a ta dziewczyna się śmieje. Nie wiedziałem czy śmiać się razem z nią, czy się gniewać, że tak przyjmuje tę wiadomość.
Usłyszałem jak ktoś cicho puka do naszych drzwi. Wiedziałem, że to Tanya z rodziną, Bella poznała ich zapach. Musiałem zejść pierwszy i uświadomić ich o zaistniałej sytuacji, to znaczy o tym, że nie jestem z Esme, a z Meg. Nie miałem czasu żeby dyskutować z Megan. Musiałem zająć się Denalczykami. Wyszedłem z pokoju i w ciągu sekundy znalazłem się na dole.
-Witaj Carlisle! – przywitała się, jak zawsze przesadnie, Tanya. Podeszłą do mnie i mocno mnie przytuliła.
-Dzień dobry wszystkim. – przywitałem się, i grzecznie wydostałem z objęć Tany. – Co was do nas sprowadza?
-Jak to? Nie wiesz?! Przecież za dwa dni są urodziny Reneesme.
-No tak. A dlaczego nie pojechaliście do La Push? Przecież ona tam przebywa.
Tanya chyba poczuła się urażona, bo zrobiła kwaśną minę. Pewnie zauważyła już jaki jestem spięty.
Bałem się jak przyjmą to, że moja przyszła żona jest człowiekiem. Zawołałem cicho Belle i już po chwili u szczytu schodów ukazała się Meg. Spojrzałem na swoich przyjaciół, na ich twarzach malowało się zdezorientowanie. Moja przyszła żona, nie dość, że była człowiekiem to niosła na rękach ludzkie dziecko.
-Człowiek?! – usłyszałem Tanye. Zobaczyłem zdezorientowaną minę Meg, więc przytaknąłem.
Elaezar wtrącił coś jeszcze o Volturi na co Rosalie zareagował sykiem, który przeraził moją małą ludzką istotkę. Nie chciałem więcej cyrku więc wziąłem gość na przechadzkę, żeby im wszytko wyjaśnić. Gdy znaleźliśmy się na polanie, zacząłem mówić:
-Meg jest człowiekiem, Michael też.
-Michael, to te dziecko na rękach tej dziewczyny? – spytał Garrett.
-Tak, proszę nie przerywajcie mi. Więc Meg jest moją partnerką, i adoptowaliśmy Michaela.
-Nie no! Nie wierzę! - żachnęła się Tanya. Nie skomentowałem tego. – Wy, Cullenowie jesteście cholernie nieodpowiedzialni! Najpierw Bella, teraz ta mała.
-Tanyo, nie wyciągaj pochopnych wniosków. Za kogo mnie masz? Meg jest chora. Bardzo chora. Zostało jej parę lat, jak nie mniej. Gdyby była zdrowa, nigdy nie skazałbym jej na życie z wampirem.
-Rozumem, że chcesz ją zmienić? – wtrąciła Kate.
-I tak, i nie. Z jednej strony nie chcę jej skazywać na życie jako wampir, a z drugiej chcę ją mieć przy sobie na wieczność. Wiec postanowiłem dać jej wybór.
-Ona wie, że jest chora? – spytała Tanya.
-Nie wie, na razie nie ma żadnych widocznych dla ludzkiego oka objawów, ale gdy już się dowie, dam jej wybór. Jeśli będzie chciała zostać jedną z nas, to zamienię ją bez szemrania. Jeśli zaś wybierze śmierć, to uszanuje jej wybór i sprawie, by jej ostatnie lata były wspaniałe. Żeby nie było dnia, w którym się nie będzie uśmiechać.
-A co z dzieckiem? – spytał Elzar
-Wychowam Michaela, a potem sam podejmie decyzję, co chce robić w życiu.
Nagle usłyszeliśmy szmer i bicie ludzkiego serca. Wiedziałem, że to Meg, wszędzie rozpoznam jej śliczny zapach.
Po krótkiej wymianie zdań wziąłem ją za rękę i poprowadziłem nad strumień, z dala od ciekawskich uszu Tany i Kate. Kucnąłem przy niej i nie wiedziałem od czego mam zacząć. Wszystko wydarzyło się tak szybko, jeszcze wczoraj nie wiedziała kim jestem, a dziś zna całą prawdę.
-Słuchaj – zaczęła – nie wiem jak mi to wytłumaczysz, ale to nie ważne… Chcę tylko wszystkiego się dowiedzieć o… waszej rasie. – widziałem jak ciężko i z niedowierzaniem przechodzą jej te słowa przez gardło.
-Dobrze. Więc może zacznę od tego czym się żywimy… - powiedziałem niepewnie.
-Ok, ale reszty chcę się dowiedzieć, w takim zwykłym procesie mieszkania z wam, a nie poprzez opowiedzenie wszystkiego na raz. Chcę wszystko zobaczyć, wszystkiego doświadczyć.
-Niestety Kochanie, nie możesz wszystkiego doświadczyć, ponieważ mogło by ci to zagrozić, ale tak jak pragniesz, wszystkiego dowiesz się w swoim czasie.
-Dobrze, tylko wyjaśnij mi czym się żywicie. Bo chyba nie ludźmi skoro nadal żyję. – zażartowała. Ja i tak wyczułem, że jest spięta.
-Ja i moja rodzina żywimy się zwierzętami, nie tak jak inni przedstawiciele naszej rasy…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kinia
Cullen



Dołączył: 02 Lut 2009
Posty: 1736
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grudziądz

PostWysłany: Pią 19:33, 13 Sie 2010    Temat postu:

ładne Wink super, że nadal dodajesz kolejne rozdziały Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
vampirek
Cullen



Dołączył: 06 Lut 2009
Posty: 2518
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Oborniki

PostWysłany: Śro 23:59, 18 Sie 2010    Temat postu:

Nie komentowałam poprzedniego:

Mam dziecko z facetem z którym nawet nie...
haha, rozbroiło mnie to Very Happy

Dobra, nowy rozdział świetny. Naprawdę strasznie mi się podoba. Dzięki, że poprawiłaś mi tym humor.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mary Cullen
Człowiek



Dołączył: 06 Sie 2009
Posty: 205
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Szczecin

PostWysłany: Pią 15:33, 20 Sie 2010    Temat postu:

17."Wszystko wraca do normy, o ile normą to można nazwać."
Czas mijał...
Odkąd dowiedziałam się, że mój przyszły mąż i jego rodzina jest wampirami minęło około 6 miesięcy. Przez ten czas dowiedziałam się prawie wszystkiego o wampirzym życiu, o półwampirach, wilkołakach i rodzie Volturi. Stawiałam w tym świecie rodem z legend, kroki małe aczkolwiek stanowcze. Były chwile, że stąpałam po cienkim lodzie, i mój umysł bronił się przed rewelacjami. Wtedy ze swoim wsparciem przychodził do mnie Edward z Bellą. Ona tez poznała tajemnicę wampirów będąc jeszcze człowiekiem. Wiedziałam już, że nieodzowną rzeczą wampirzej egzystencji jest pragnienie, i mimo, że Carlisle opanował sztukę jego kontroli do perfekcji, zawsze muszę być ostrożna. Musze również uważać na innych członków jego rodziny, zwłaszcza Jaspera, bo on nie kontroluje się tak dobrze jak reszta domowników. Bardzo mocno uważam na siebie gdy kroję coś w kuchni, chodzę, sprzątam. Robiąc cokolwiek staram się nie zaciąć, nie obdrapać skóry, czyli jak najmniej sytuacji w których mogłaby się pojawić krew.
Wiedziałam też, że wampiry są niesamowicie szybkie i silne, nie raz w ciągu ostatniego pół roku, byłam świadkiem tego, jak Alice podbiega w ciągu sekundy do okna, Carlisle łapie coś co mi wyleciało z ręki mimo iż stał w innym pokoju. Jak Emmet i Jasper niszczą niechcący meble, drzewa, głazy podczas wygłupów, zawodów, siłowania na rękę. Nawet już zdążyłam przyzwyczaić do syków i warknięć dzieci mojego przyszłego męża.
Wszystko w moim życiu układało się dobrze. Michael rósł jak na drożdżach, był zdrowy, przygotowania do zaślubin trwały, moja nowa rodzina mnie akceptuje, Carlisle mnie kocha. Tylko trzy sfery mojego nowego życia były tematem tabu. Pierwsza to przemiana w wampira, druga to zastanawianie się kiedy Volturi dowiedzą się o moim istnieniu, a trzecia to życie intymne, moje i mojego przyszłego męża, a raczej jego brak...

Wraz z Alice i Rose siedziałam w salonie przeglądając katalogi z ozdobami ślubnymi, kwiatami, dekoracjami stołów. Bella zaś krzątała się po kuchni, parząc mi herbatę. Edward, Emmet i Jasper pojechali na polowanie, a Carlisle wziął małego i gdzieś poszedł.
-Myślę, że kwiaty białego bzu, będą najlepsze. - powiedziałam
-No dobrze, pod warunkiem, że dodamy do nich lilie i frezje. - upierała się Alice.
-Wszystkie będą białe? - spytała Rosalie.
-Złamiemy je różowymi stokrotkami na stołach. - świergotała.
-No dobrze, a co z zaproszeniami? - wtrąciłam
-Już Ty się o to nie martw! - mała brunetka klasnęłam w dłonie. - Bella się już tym zajęła.
-Przecież ja nawet nie widziałam listy gości! - pisnęłam przerażona.
-Spokojnie. Oddychaj! - zapiszczała. - Z Twoich znajomych będzie Karen i Ann. Oraz Peter i Natalie z akademii.
-No w sumie to wszyscy. Chciałabym zaprosić Nelly, ale nie mam do niej kontaktu.
-Myślę, że nie znajdziemy jej w ciągu kilku dni. - powiedziała Alice badając przyszłość. Nadal nie mogłam się przyzwyczaić do tego. Nadal wydawało mi się to nienaturalne.
W tej chwili drzwi frontowe się otworzyły i zobaczyłam piękny widok.
Mój blondwwłosy Anioł, ubrany w jasne spodnie i sportową błękitną polówkę trzyma za rączki naszego Michaela i prowadzi go do mnie. Mały nie potrafił chodzić, więc Carlisle cały czas musiał go trzymać za rączki i powoli dreptać. Podziwiałam jego cierpliwość, w końcu nie był przyzwyczajony do takiej wolnej prędkości poruszania się. Jednak nie widać na jego twarzy choćby chwilowego rozdrażnienia. Krok po kroku, najpierw stópki małego Michaela, a za nimi stopy dorosłego mężczyzny, mojego mężczyzny. Carlisle cały czas zerkał na małego, po chwili podniósł głowę i spojrzał na mnie z uśmiechem. Zaparło mi dech od jego urody. Szepnął coś dziecku na ucho i wskazał na mnie. Z ruchu jego warg odczytałam: „Zobacz, Mama.” Mały powędrował wzrokiem za palcem swojego przewodnika i uśmiechnął się do mnie promiennie. Po moim ciele rozlało się przyjemne ciepło, mimo, że od jakiegoś czasu moi bliscy używali na mnie określenia „Mama”, to i tak reagowałam na nie bardzo emocjonalnie. Gdy dwaj najważniejsi mężczyźni mojego życia znaleźli się blisko, wyciągnęłam ręce do naszego maluszka, a ten z większą werwą tuptał w moją stronę, by po chwili wpaść w moje ramiona. Tuliłam go do siebie, jakbym co najmniej nie widziała go kilka dni, a tak naprawdę to minęło zaledwie 2 godziny. Mój przyszły mąż siadł kolo nas i objął ramieniem. W tej chwili w rączce małego dostrzegłam jednego, wymiętolonego, niebieskiego kwiatka.
-Co tam masz? Kwiatek? - spytałam uśmiechając się do dziecka.
-Zerwaliśmy dla Ciebie, cały bukiet, ale Michael po drodze go zgubił, prawda synku? - odezwał się Carlisle. Wiadomą rzeczą było, że Michael nam nie odpowie, ale i tak się do niego zwracaliśmy.
Carlisle słowo „syn” wymawiał z nabożną czcią, oddaniem i dumą skierowaną do naszego dziecka.
Po chwili znalazła się przy nas Bella, i wyciągnęła ręce w zapraszającym geście do Michaela, i przejęła go ode mnie.
-Czas na jedzenie – powiedziała z uśmiechem. Pozwalałam jej karmić od czasu do czasu Michaela, ponieważ wiedziałam, że sprawia jej to ogromną przyjemność.
Alice i Rose się ulotniły, więc zostaliśmy w pokoju sami.
-Co robiłaś jak mnie nie było? - spytał Carlisle.
-Wybierałam kwiaty na nasze wesele z Alice i Rosalie.
-Pewnie cię zamęczyły. - czułam w jego głosie podejrzliwość
-Nie, nie przeszkadza mi, że mają swoją wizję naszych zaślubin, ponieważ jest ona zbliżona do moich.
-To dobrze, bo już chciałem im zwrócić uwagę, że to ty masz największe prawo głosu. - zaśmiał się i pocałował w policzek.
Nie wiedziałam, jak mam zacząć tę rozmowę. Po mojej głowie kłębiły się myśli. Za klika dni miałam wyjść za mąż... no właśnie, a potem noc poślubna. Wiedziałam, że żadne zabezpieczenia mechaniczne nie ochronią mnie przed ciążą, a tym samym urodzeniem półwampirka, takiego jak Reneesme. Jad rozpuści wszelkie tworzywo sztuczne. Jedynym sposobem by zapobiec ciąży, było wzięcie przeze mnie tabletek. I właśnie musiałam się po nie wybrać jeszcze przed ślubem. Tylko jak miałam powiedzieć o tym Carlisleowi. Nie był skory do rozmów o naszym życiu seksualnym, ale wiedział też, że nie dam się zwodzić. Rozmawiałam z Bella, i wiem, że nic jej się nie stało podczas nocy poślubnej oprócz kilku siniaków. A biorąc pod uwagę opanowanie Carlislea miałam bardzo duże szanse obejść się nawet bez żadnego, najmniejszego siniaka. On również o tym wiedział. Jednak i tak chciał mnie przetrzymać jak długo się da.
-Carlisle... - zaczęłam przymilnie. - Zawieziesz mnie jutro do miasta?
-Oczywiście, a po co?
-Bo muszę coś załatwić. - odpowiedziałam wymijająco.
-Czy to ma związek z naszym ślubem? - spytał, podejrzliwym tonem.
-W sumie to poniekąd tak. - przecież nie kłamałam.
-Meg...- popatrzył na mnie z powątpiewaniem. - przecież widzę, że kręcisz.
-Troszeczkę – zachichotałam, a on mi zawtórował, po chwili jednak spoważniał.
-Chciałbym żebyś była ze mną szczera. Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć. - powiedział z troską. Ja siedziałam chwilę milcząc, po czym wyciągnęłam z torebki ulotkę reklamującą tabletki, położyłam na stolik i wyszłam z salonu, kierując się do naszego pokoju. Byłam ciekawa czy dobrze to rozegrałam, czy nie pogorszyłam swojej sytuacji. Usiadłam na łóżku, wyciągnęłam książkę i pogrążyłam się w lekturze. Nie wiem ile tak siedziałam, ale chyba minęło około godziny od rozmowy mojej i Carlislea. Wnioskowałam to na podstawie ilości stron, które przeczytałam. Drzwi skrzypnęły i ukazała się w nich twarz mojego anioła. Nie wyrażała żadnych emocji, nie wiedziałam czy to dobry znak, czy też nie. Doktor podszedł do mnie z gracją. Usiadł i wpatrywał się w ulotkę, którą trzymał w ręku, a ja przyglądałam się mu.
-No dobrze. - westchnął, po chwili.
-Co dobrze? - spytałam zdziwiona.
-Te tabletki wydają się najrozsądniejszym pomysłem.
Na tą nowinę pisnęłam z radości i rzuciłam się mu na szyję, by go przytulić. uderzyłam się przy tym o jego kamienna skórę, ale byłam tak szczęśliwa, że nie zwróciłam na to uwagi.
-Dziękuję, dziękuję.- piszczałam, całując go po całej twarzy.
-Ale pamiętaj, dopiero w noc poślubną.- powiedział, całując mnie w nos.
-Dobrze, dobrze.- powiedziałam wywracając oczami. - Teraz będę czekać cierpliwie.
Już miałam go pocałować w usta gdy do pokoju wpadła rozemocjonowana Alice.
-Czas na przymiarkę generalną. Najpierw Meg. - oświadczyła tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Wzruszyłam ramionami i podniosłam się z Carlislea. Spojrzał na mnie tęskniącym wzrokiem, którym odprowadził mnie do drzwi. Po chwili już stałam w samej bieliźnie i wciskałam się w ślubną suknie, którą wraz z Alice i Rose wybrałam. Nie wiem ile kosztowała, bo to prezent od Alice. Gdy już wydostałam się z kiecki, Rose przyniosła ubranie dla Michaela. Był nim biały garniturek z kremowym krawatem i kaszkiet. Spojrzałam sceptycznie na ten strój.
-Nie podoba Ci się? - spytała Rosalie, z nutką rozczarowania.
-Podoba! Jest cudowny. Tylko znając możliwości Małego, to ceremonia się nie skończy, a już nie będzie biały tylko czarny.- powiedziałam z przekonaniem. Odkąd Michael zaczął raczkować, wszystkie jego spodnie są ubrudzona na kolanach, a koszulki od wycierania brzuchem posadzki. Alice i Rose jak to widzą, to łapią się za głowę, ale ja uważam, że jak każde dziecko w jego wieku nie powinien być cały czas noszony na rękach, tylko samodzielnie poznawać świat.
-Trudno, przebierzemy go najwyżej, albo będziemy pacyfikować prze całą ceremonię. - zachichotała Alice. Wtedy na dole usłyszałam płacz dziecka, mojego dziecka, pewnie znów trzeba go przewinąć...


Ślub.
Stałam w pokoju ubrana w suknie ślubną. Była ona klasyczna i prosta. Nie wiem ile już spędziłam czasu w łazience, ale chyba z pół dnia. Z dołu dochodziły do mnie różne zapachy i głosy, salon zdawał się być już pełen. Moją druhnami miała być Karen, Ann i Bella, a drużbami mojego przyszłego męża Edward, Emmet i Jasper. Włosy miałam rozpuszczone, a w nie powpinane spinki z czerwonymi różyczkami. Należały one do Alice, czyli miałam coś pożyczonego. Niebieska podwiązka, którą dostałam od Carlislea, czyli coś nowego i coś niebieskiego. A od Edwarda dostałam złoty naszyjnik, który pochodził z czasów jego ludzkiego życia- coś starego. Byłam już gotowa. Teraz tylko czekałam na znak od Alice. Nagle usłyszałam, dźwięk skrzypiec ( http://www.youtube.com/watch?v=4fPnKU8cJWM ), przybiegła Alice i pogoniła druhny żeby zaczęły iść, teraz była kolej na mnie. Nie bałam się, nie miałam tremy, wiedziałam czego chcę. Stawiałam pewne kroki, na schodach mojego przyszłego domu. Nawet nie przypuszczałam, że Cullenowie mają tyle znajomych. Od razu poznałam, którzy to wampiry, a którzy zwykli śmiertelnicy. Gdy znalazłam się na dole, od razu mój wzrok powędrował na Carlislea. Stał koło księdza i naszych świadków. Miał na sobie czarny smoking i muszkę. Wyglądał idealnie, patrzył na mnie swoimi złotymi oczami. Widziałam w nich podziw i miłość. Podeszłam do niego i podałam mu rękę. Wiedziałam, że byłam w odpowiednim miejscu, czasie, i z odpowiednim mężczyzną...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kinia
Cullen



Dołączył: 02 Lut 2009
Posty: 1736
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grudziądz

PostWysłany: Pią 19:31, 20 Sie 2010    Temat postu:

suuper,!!!!!!

mam nadzieje,ze opiszesz troche bardziej szczególowo zabawe Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
vampirek
Cullen



Dołączył: 06 Lut 2009
Posty: 2518
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Oborniki

PostWysłany: Nie 15:54, 22 Sie 2010    Temat postu:

Świetny i właśnie chciałam napisać to samo co Kinia.
Też mam nadzieję, że zabawę chociaż trochę opiszesz, a nie skrócić tak samo jak Meyer Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.twilightfamily.fora.pl Strona Główna -> Fanfiction Wszystkie czasy w strefie GMT + 3 Godziny
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
Strona 3 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1